Z blogiem wystartowaliśmy oficjalnie niewiele ponad tydzień temu. Pomysłów na wpisy mam już na liście kilkanaście, ale na fali początków chciałabym przybliżyć Wam nieco naszą rudą codzienność. Co prawda strona „Poznaj nas!” jest już uzupełniona, ale pomyślałam, że opowiem Wam więcej o tym, jak Beryl spędza swoje wyżłowe dni. Mamy nasze nawyki i ulubione czynności, trochę inne w tygodniu, gdy ja i B. chodzimy do pracy, a trochę inne w weekendy. Zobaczcie, co lubimy i czym najczęściej się zajmujemy!
Rano budzi mnie jedna z trzech rzeczy. Najczęściej jest to zdrętwiała noga, na której z lubością ułożyły się w nocy 24 kilogramy rudej wagi. Tak, jestem właścicielem, który pozwala psu spać w łóżku i otwarcie się do tego przyznaje. 🙂 Plan był inny, ale przegraliśmy tę walkę po jakichś dwóch tygodniach. No i mamy za swoje! Jeśli ze snu nie wyrywa nas mrowienie w sparaliżowanych kończynach, robi to zwyczajny brak miejsca, bo pieseczkowi najwygodniej jest tam, gdzie najbardziej zawadza rozłożonym w pościeli ludzkim ciałom. Trzecią dostępną opcją budzenia jest stempel z zimnego, mokrego nosa – na dłoni, na brzuchu, na twarzy, na stopie (fuj!), w miejscu dowolnym. W temacie poranków warto również zaznaczyć, że w tygodniu Bartek zwykle wstaje wcześniej ode mnie, z czym wiąże się pewien rytuał: gdy tylko pan zwolni trochę miejsca w wyrku, Rudy wskakuje do mnie i tak sobie jeszcze drzemiemy kilkanaście minut. A nie jest to zwykłe drzemanie, tylko drzemanie ekskluzywne, bo trzeba Wam wiedzieć, że Beryl jest fanem zakopywania się w kołdrze. Całkowitego. Razem z łbem. Do tej pory zachodzę w głowę, jakim cudem on się nie dusi.
Gdy już zwleczemy się z wyrka, nadchodzi czas na poranny spacer. W tygodniu, przed pracą, przechadzki o poranku są krótkie i nadrabiamy po południu. Za to w weekendy staram się zawsze zrobić z Rudym rano coś fajnego – a to jedziemy nad wodę, a to idziemy do lasu, a to ruszamy w miasto, żeby oswajać się z miejskością. Jeśli mamy szczęście i jest ładna pogoda, a nam uda się wstrzelić w tę idealną godzinę, to robimy zdjęcie. Na przykład takie:
Mamy ogromny przywilej mieszkania przy samym lesie, więc do pięknych miejsc nam niedaleko. Wraz ze zmieniającymi się porami roku na nowo odkrywamy otoczenie. Choć spacerujemy po okolicy od ponad trzech lat, wciąż zdarza nam się znajdować miejsca nieznane, wcześniej niezauważane albo niedoceniane. Zachwycamy się nieustannie, a Beryl niucha radośnie.
Po powrocie z porannego spaceru robimy przeróżne rzeczy. Jako że Rudy bardzo łatwo się nakręca (serio, bardzo łatwo – napiszę Wam o tym więcej w jednym z kolejnych postów), zabawki mamy w domu pochowane i generalnie rzadko z nich korzystamy. Za to naturalne gryzaki zawsze są w cenie – im twardsze i im więcej czasu zajmuje ich rozbrojenie, tym lepiej. Gryzienie uspokaja, zapewnia zajęcie, wymaga wysiłku i pozwala szamać pyszności, więc myślę, że Beryl zdecydowanie zalicza je do swoich ulubionych atrakcji. 🙂
Wpis dotyczący typowego dnia z Berylem nie może się obejść bez wzmianki o jednej z najważniejszych cech wyżłów. Nazywa się je velcro dogs – psami-rzepami. I jest ku temu bardzo konkretny powód. Jeśli rozważasz posiadanie wyżła, to wiedz, że on będzie chciał iść z tobą WSZĘDZIE. Gdy pójdziesz do łazienki i przypadkiem zostawisz uchylone drzwi, zajrzy tam, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie połknął cię sedes albo nie wessał odpływ wanny. Jeśli, jak ja, masz antresolę, to wyżeł będzie co jakiś czas spoglądał tęsknie w górę, gdy tam wejdziesz, a on zostanie na dole. Gdy położysz się na łóżku albo usiądziesz na kanapie, twój wyżeł znajdzie się na nim lub na niej najpóźniej trzy sekundy po tobie. Takie są wyżły i za to się je kocha!
A jakie są wyżłowe wieczory? Ciepłe, przytulaśne, pełne głasków, miziania, drzemania i wywalania się brzuchem do góry. Wyżłowe wieczory lubię chyba najbardziej. Po ciężkim dniu wracam do domu i wiem, że Rudy przywita mnie merdającym ogonem, a potem przy mnie usiądzie albo się położy i chociaż skrawkiem nosa czy łapy dotknie mnie na przykład w stopę. Zjem kolację, wypiję aromatyczną herbatę, może coś poczytam, może popracuję, a może zrobię jeszcze coś innego, ale wyżeł zawsze będzie obok. A kiedy przyjdzie czas położyć się spać, to najpierw przesunę go ze środka łóżka w nogi, żeby się zmieścić we własnym legowisku, a potem, gdy się już wygodnie ułożę, poczuję, jak 24 kilogramy rudej wagi z lubością układają się na mojej nodze. Ewentualnie w jej bliskiej okolicy. I wszystko będzie na swoim miejscu.
Czy rozpoznajecie we wpisie siebie i Wasze psy, czy też Wasza kudłata codzienność wygląda zupełnie inaczej? Jak podobny jest Beryl do Waszych pociech albo jak bardzo się od nich różni? Chętnie o tym poczytam. 🙂
Łapa!
Beryl i spółka