Niemal trzy miesiące temu wraz z Berylem przeprowadziliśmy się do nowego domu. Minęła już początkowa ekscytacja. Z każdym dniem czujemy się tutaj coraz bardziej u siebie. Jednak co dokładnie zmieniło się z czasem? Z czym radzimy sobie dobrze, a co utrudnia nam życie? Czy wszystko nam się podoba? Jak wyżeł odnajduje się w nowym otoczeniu?
O tym wszystkim, czyli o tym, jak się miewa pies po przeprowadzce, opowiem Wam w dzisiejszym wpisie.
Spacery nie takie straszne
Jednym z pierwszych – i niestety negatywnych – spostrzeżeń w nowym miejscu było to, że dookoła wszędzie szczekają psy. Na wielu posesjach przebywają domorośli stróże prawa i porządku. Wyraźnie dają do zrozumienia, że nie życzą sobie nieproszonych gości. Zarówno dla mnie, jak i dla Beryla pierwsze spacery po okolicy nie były zbyt przyjemne. Ja, nie wiedząc jeszcze, gdzie dokładnie spodziewać się szczekaczy, odskakiwałam od płotów jak oparzona. Nic dziwnego, że i Berylowi nie było komfortowo.
Teraz jednak możemy poszczycić się pierwszymi sukcesami w zdrowym olewaniu jazgotliwych paszcz. I ja, i wyżeł przyzwyczailiśmy się już do tego, że dookoła nie panuje martwa cisza. Wiemy, którego domu pilnuje zacięty ochroniarz, i nie dajemy się zaskoczyć. Mimo wszystko da się tu spacerować na luzie!
Trawa też nam rośnie
We wpisie opublikowanym tuż po przeprowadzce wspominałam, że nie bardzo mamy gdzie się wybiegać w bezpośredniej okolicy domu. Ten wniosek podtrzymuję, ale z zastrzeżeniem, że jednak da się tu znaleźć kawałek trawy czy pola. Do biegania luzem może i nie ma idealnych warunków, ale na fajne, swobodne spacery linkowe możemy się wybrać z łatwością.
Dom: bezpieczny azyl
Przed przeprowadzką najbardziej martwiłam się tym, że Beryl będzie źle się czuł w nowej, większej przestrzeni. Zastanawiałam się, czy nie odkryje w sobie raptem śpiewaka operowego i nie zacznie dawać się we znaki sąsiadom. Myślałam też nad tym, czy będzie potrafił się wyciszyć. Dokładnie planowałam, gdzie umieszczę jego legowiska.
Moje obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione. Beryl po przeprowadzce zaaklimatyzował się rewelacyjnie. Najdziwniejsze było dla niego na początku to, że raptem z jednego poziomu, na którym mógł przebywać, zrobiły mu się trzy. W pierwszych dniach po przenosinach nie potrafił się zdecydować, czy iść ze mną na górę, czy zostać z Bartkiem na dole. Najczęściej więc biegał bez sensu między piętrami, nabijając kilometry.
Dziś nawet po tym nie ma już śladu. Ba! Ostatnio Rudy zaskoczył mnie niezmiernie i z własnej, nieprzymuszonej woli zostawił nudną mnie z komputerem na dole, a sam spędził sielskie trzy godziny na kimaniu w sypialni na górze.
Psijaciele
Udało nam się nawet zawrzeć nowe znajomości. Sporo sąsiadów ma psy, a naszym ulubionym koleżką z sąsiedztwa jest buldog angielski. O dziwo mam wrażenie, że tutaj ludzi z nalepką „socjalizacja” na czole jest zdecydowanie mniej niż w mieście. Nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby ktoś na siłę przeciskał się obok nas wąskim chodnikiem albo niefrasobliwie puścił psa luzem do zapiętego Beryla. Najczęściej kulturalnie mijamy się przeciwnymi stronami ulicy.
Fajnie jest!
Po przeprowadzce zdecydowanie nam fajnie. Nieoceniony jest spokój wieczorów oddalonych od centrum miasta. Uwielbiam też poranki i widok z balkonu na nieduże pole. Ze spokojem i pewnością mogę powiedzieć, że przenosiny udały się świetnie i były dobrą decyzją. A Beryl? Jest najdzielniejszym wyżłem świata!
A co słychać u Was? Jak mijają Wam dni? Zmienialiście coś ostatnio w Waszym życiu z czworonogami? Napiszcie. 🙂
Łapa!
Monika | Beryl i Spółka