Jestem stworzeniem, które nie lubi się ze zmianami. Równie kiepsko czuję się w obliczu nieznanego i niepewnego. Choć na co dzień, choćby w pracy, dość często wychodzę ze strefy komfortu, nie mogę powiedzieć, by była to moja ulubiona aktywność. Za to mój pies – ten pies, który wedle wszelkich dostępnych mi informacji bardzo lubi rytuały – radzi sobie w ostatnich dniach zaskakująco dobrze.
Gdy nie do końca wiesz, co cię czeka
Niepewność obecnego czasu nie sprzyja mojemu samopoczuciu. Mam bardzo dobre i bardzo złe dni. I właśnie w te gorsze Beryl okazuje się być moją podporą. Patrzę na niego i chłonę jego spokój. Nie zmienia się, choć dla niego zmieniło się wiele. Jesteśmy ciągle w domu. Bardzo rzadko wychodzimy na dłuższe spacery, a jeśli już, unikamy towarzystwa. W ciągu dnia nieustannie coś się dzieje: ktoś rozmawia przez telefon, stuka w klawiaturę, robi sobie kawę, wygląda przez okno, wychodzi do ogródka. Stare rytuały zostały chwilowo zastąpione nowymi.
W tym wszystkim Beryl jest stały, niezmienny. Przez pierwsze kilka dni trochę mniej spał i nieco dziwił się, że nikt nigdzie nie wychodzi. Teraz wyrabia standardową normę snu. Dalej chętnie się bawi i szaleje w ogrodzie. Na spacerach zajmuje się swoimi sprawami i uważnie poznaje nosem każdy kawałek trawnika. Staram się odnaleźć w sobie taką samą stabilność.
Przyglądam się mojemu psu z podziwem i jestem mu ogromnie wdzięczna. Gdyby nie on, dużo łatwiej poddawałabym się czarnym myślom. Ale on jest, a dzięki temu zawsze możemy chwilę pobawić się w ogródku. Możemy poćwiczyć różne rzeczy w domu, wykorzystać zabawki węchowe albo nauczyć się czegoś nowego. A kiedy nie mamy ochoty, po prostu leżymy – ja czytam, Beryl oddycha równo i spokojnie. Niepewność nieco blednie.
Teraz nie możemy nigdzie wyjechać, ale możemy planować i wspominać. Z tej okazji zapraszam Was dziś na garstkę zdjęć z ostatniego pobytu nad Biebrzą. Mam nadzieję, że te spokojne widoki dadzą Wam trochę ukojenia.