Złe miłego początki

przez Beryl i spółka
Złe miłego początki

W poprzednich wpisach zapowiadałam już, że Beryl miał i nadal ma swoje problemy. Jednak w ostatniej notce skupiłam się głównie na sukcesach. Dziś chciałabym opowiedzieć Wam więcej o jednym z nich: o wyeliminowaniu agresji przy misce.

Jak spaliliśmy miskę

Beryl pierwszy raz warknął przy misce dość niespodziewanie – w pierwszych dniach pobytu w nowym domu jadł szybko, ale bez agresji, a potem nagle, któregoś dnia, warknął. Nie pamiętam dokładnie, dlaczego to zrobił. Chyba podeszłam wtedy w jego pojęciu zbyt blisko, a może to jednak Bartek zbytnio się zbliżył? W każdym razie usłyszeliśmy wtedy pierwszy głęboki, zdecydowany warkot przy misce. Pamiętam, że w pierwszym odruchu Bartek powiedział do mnie: w sumie nie ma problemu, przecież to jego miska. Dość szybko jednak uświadomiliśmy sobie, że problem jest. I to spory. Przede wszystkim mocno cierpiał przez to sam Beryl. Jako że mamy niewielkie mieszkanie, posiłki dość mocno go stresowały, bo zawsze ktoś był w pobliżu i w każdej chwili mógł przekroczyć granicę. Rudy spinał się cały, wręcz trząsł, gdy sytuacja go przerastała, a każdy nasz krok postawiony zbyt blisko miski kwitował warknięciem. Chcąc pomóc nam i psu, przejrzałam chyba pół internetu w poszukiwaniu porad odnośnie pracy z takim problemem, a potem zapadła decyzja: palimy miskę.

Zrobienie zdjęcia z tak bliska, gdy Beryl cokolwiek jadł, przez długi czas było niemożliwe.

Droga cierpliwością wybrukowana

Nasza droga ku lepszemu nie była ani krótka, ani prosta. Na samym początku miska została całkowicie spalona. Nawet nie stała na podłodze ani nigdzie w zasięgu wzroku wyżła, po prostu zniknęła. Jak łatwo się domyślić, w tamtym okresie karmiliśmy psa tylko i wyłącznie z ręki. Nie jestem teraz w stanie powiedzieć dokładnie, ile czasu zajął nam ten pierwszy etap – nie pamiętam. Wiem jednak, że trwało to dłuuuuuugo. Beryl na początku w ogóle nie chciał się rozluźnić, gdy to my mieliśmy go karmić. Podchodził do ręki z podwiniętym ogonem i napiętymi mięśniami, a karmę po prostu połykał, jakbyśmy zaraz mieli wyrwać mu ją z gardła. Po jakimś czasie pojawiła się iskierka nadziei: Beryl stopniowo zaczął się rozluźniać przy karmieniu z ręki. Kolejnym krokiem było dodanie do karmienia wspólnego memłania gryzaków. Jedno z nas trzymało apetyczną chrząstkę albo peniska wołowego (pyszka!), a Beryl gryzł. I gryzł, i gryzł, i gryzł. I uczył się, że nie trzeba od razu łapać za gryzaka i uciekać – można siedzieć obok siebie i trochę się dzielić.

Gdy już zapanował spokój i przy karmieniu z ręki, i przy gryzakach, wprowadziliśmy na powrót miskę. Nie myślcie, że postawiliśmy ją po prostu z powrotem na podłodze i nasypaliśmy do niej karmy. Najpierw miska wylądowała w naszych rękach, można więc powiedzieć, że karmiliśmy z miski z ręki. 🙂 Przy tym kroku również najpierw nastąpiło spięcie. Beryl nie bardzo wiedział, dlaczego te wredne ludzkie osoby trzymają michę, zamiast po prostu ją odstawić i pozwolić mu ją sprzątnąć w ekspresowym tempie. Powoli jednak przepracowaliśmy i ten etap. By dodatkowo dobrze skojarzyć połączenie miska-ręka, zawsze dorzucaliśmy z ręki coś wyjątkowo smacznego: a to kąski gotowanego kurczaka, a to wyjątkowo śmierdzące smaczki, a to pokrojoną parówkę. Stopniowo dla Rudego stało się naturalne i wręcz atrakcyjne, że jemy razem. A gdy się całkiem uspokoił i rozluźnił, a nawet zwolnił i zaczął podnosić oczy znad jedzenia, żeby sprawdzić, czy nie zbliża się dłoń ze smakowitym dodatkiem, wtedy miska wreszcie trafiła z powrotem na podłogę. Kontynuowaliśmy dorzucanie smakołyków, by przyzwyczaić Beryla, że ktoś obok niego stoi, gdy je, że ktoś się czasem zbliża i że to nie jest nic niefajnego.

Obecnie możemy już bez problemu zrobić serię takich zdjęć jak to.

Dziś nie mamy już absolutnie żadnych problemów z agresją przy misce. Ba, gdy Beryl zabierze się za suszoną rybę albo płuco wołowe w nie do końca fortunnym miejscu pokoju, mogę bez strachu podnieść smakołyk i przełożyć go, żeby przesunąć Rudego. O jakimkolwiek warczeniu dawno już zapomnieliśmy. Wyżła można nawet dotknąć, gdy je, choć oczywiście nie robię tego nagminnie, bo posiłek to posiłek, a Beryl ma prawo zjeść go w spokoju. Największą nagrodą za naszą pracę jest widok spokojnego, rozluźnionego psa, który bez stresu i obaw pałaszuje śniadanie czy kolację. Śmiało możemy zaliczyć cały proces w poczet naszych sukcesów.

A zwolnić się dało?

Na początku wpisu wspomniałam też, że Beryl jadł wyjątkowo szybko, co również stanowiło problem (to prosta droga do problemów zdrowotnych) oraz dodatkowo nakręcało go przy misce. Tu z pomocą przyszła nam miska-labirynt, która zdziałała cuda. Korzystamy konkretnie z tej miski, choć dzisiaj służy nam w zasadzie bardziej do uatrakcyjniania posiłku niż do spowalniania Beryla. Wynalazek jest według mnie rewelacyjny. Jako że Rudy jadł NAPRAWDĘ SZYBKO, kupiliśmy od razu kształt reklamowany jako trudny. Różnicę było widać już przy pierwszym posiłku: zjedzenie go zajęło Berylowi niemal dwa razy tyle czasu co wcześniej. Jeśli więc macie w domu raczej pochłaniacza niż wyważonego degustatora, zachęcam, byście spróbowali zapoznać psiaka z taką michą.

Nasza miska spowalniająca w tle.

Jeśli również zmagaliście się z agresją przy misce i udało Wam się z nią wygrać, napiszcie, jak sobie poradziliście, a jeżeli Wasz problem wciąż trwa, to mam nadzieję, że znajdziecie w poście kilka przydatnych informacji. 🙂

Łapa!

Beryl i spółka

Zajrzyj również tutaj

Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Czy zgadzasz się na to? Jasne! Dowiedz się więcej...